czwartek, 3 marca 2011

Uścisk dłoni

Jest rok 1968. „Trybuna Ludu „ absurdalnym hasłem „proletariusze wszystkich krajów łączcie się” przypomina codziennie że „nie będziesz miał cudzych bogów przede mną”.
Młodzi  w Stanach i w Europie  właśnie łączą się spontanicznie i gwałtownie w poszukiwaniach nowych bogów, nowej duchowości, nowych, czystych punktów odniesienia. Walczą na ulicach z establishmentem, studiują filozofów, siedzą w pozycji lotosu, wędrują po objawienie do Tybetu, lub nie ruszając nigdzie daleko, czekają na iluminację po zażyciu LSD,  w transie opiatowym albo konopnym.
    Czujemy się im bliscy. Też walczymy z władzą. Też potrzebujemy powietrza. Tęsknimy za prawdą, a dostrzegłszy najmniejszy jej okruch, zamieniamy go natychmiast w pełny obraz siłą naszej holograficznej, wygłodniałej imaginacji. Brakuje znikających coraz liczniej za horyzontem przewodników duchowych. Wielu mądrych ludzi zmuszonych jest do emigracji.
Odnajdujemy pobratymców w innych emigrantach – literacko i filmowo objawionych niespodziewanie Latynosów. Ci uchodźcy od surowych reżimów też szukają nowej tożsamości, też mają w głowie rewolucję. „Gra w Klasy” Julio Cortazara jest faktycznie zapisem świadomości naszego pokolenia. Oglądamy po wielokroć film „Antonio das Mortes” Brazylijczyka Glauberto Rochas. Wyśpiewujemy ballady wyklętych cangaseiros z brazylijskiego Sertao. Sekundujemy walce Dobra ze Złem. Razem ze św. Jerzym z ekranu mordujemy po wielokroć złego smoka. Szukamy sprawiedliwości. Rośnie legenda Che Guevarry. Zieleni się młoda Ameryka. Wspomaga swych czarnych braci w walce o równe prawa.
    Paradoksalnie dociera to do środka naszej mrocznej krainy drogą oficjalną, w dziennikach telewizyjnych. jako światowe potwierdzenie hasełka z „Trybuny Ludu”. My widzimy w tym naszą prawdę.
     W ten czas, już po Marcu, a jeszcze przed sierpniowym wstydem za „pomoc” bratniej Czechosłowacji, trafiam do Przemyśla. Jest nas dwoje. Zośka i ja. Chcemy odwiedzić naszą koleżankę, Inkę .Nie ma jej  domu. Gości nas za to jej ojciec, miły pan w średnim wieku. Oprowadza po Przemyślu, opowiada, udziela noclegu. Ściskamy mu z wdzięcznością dłoń na pożegnanie.
     Dwadzieścia kilka lat później, dowiaduję się z filmu Macieja Drygasa "Usłyszcie mój krzyk" emitowanego w telwizji, że podawaliśmy rękę Ryszardowi Siwcowi, który dwa miesiące po naszym spotkaniu, spalił się żywcem podczas Dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Tym auto-da-fe protestował przeciw nieludzkiej władzy dręczącej i upokarzającej całe narody i agresji naszych wojsk na Czechosłowację. Jak chwilę po nim Jan Palach, bohater Praskiej Wiosny.
    Jest cztery lata wcześniej. Owiewa nas szary, smutny wiatr gomułkowskiej beznadziei. Nie ma żadnych okruchów. Nie wymyślono jeszcze hologramu. Prawda śpi wraz z Rycerzami głęboko w jaskini. Kochać możemy tylko STS i "Kabaret Starszych Panów". I tak powinniśmy być wdzięczni, że Stalin kaput. A wielka płyta budowlana zamyka dusze jak w grobowcu.
    Mam 16 lat. Jestem na wakacjach, na wsi, z całą rodziną i uroczą młodą damą - muzyczną uczennicą mojej mamy.
Przywozi ją tam i odwiedza jej tato, starszy pan z nieco przymrużonym jednym okiem. Przyjeżdża czarną wołgą z kierowcą. Podaje mi rękę. Grzecznie ją ściskam. Świeci słońce, jest gorący lipiec.
    Dwadzieścia lat później, dowiaduję się z Wolnej Europy, że ów pan umarł. Jest o nim cała audycja. Nic dziwnego - wszak był Prokuratorem Generalnym PRL w czasach stalinowskich.
    Chwilę potem czytam o miejscu tajnych pochówków więźniów politychnych zabitych w tamtych latach przez UB w więzieniu na Rakowieckiej. O ośrodkach NKWD na terenie Polski, których zadaniem było wyszukiwanie i mordowanie tych Polaków, którzy swą patriotyczną postawą mogli przeszkadzać w budowaniu nowego ustroju.
    I tak przydarzyło mi się przypadkiem ściskać dłonie dwóch ludzi, którzy znaleźli się na antypodach etycznej postawy.
Drastyczną prawdę o jednym i drugim odkryłem po latach. Dwa razy doświadczałem, jak fakty z przeszłości stają się nagle teraźniejszością. Historia jawi się jako spotkanie.To bardzo ważne doznanie.
    W 2005 roku "Karta" napisała obszernie o Ryszardzie Siwcu. Jeszcze mocniej uzmysłowiłem sobie, że moje pokolenie i ja osobiście jestem jego  nigdy  do końca nie spłacalnym dłużnikiem.  Poczułem potrzebę osobistego skomentowania tego wydarzenia, w kontraście z tamtym, wcześniejszym. Tak powstała wystawa "Uścisk dłoni", dedykowana Ryszardowi Siwcowi, którą zaprezentowałem po raz pierwszy w ramach projektu "Ikony Zwycięstwa" zrealizowanego przez Józefa Żuka Piwkowskiego i Klarę Kopcińską w Fabryce Norblina w 2006 r. Od tamtego czasu wystawa prezentowana była kilkakrotnie, również przeze mnie "na dziko" na płotach. Doczekała się też nowej wersji w 2012 roku. Myślę, że z czasem pojawią się kolejne.
























 
Wersja z roku 2012 realizowana w Madrycie i Lizbonie.
 


 

Wersja pierwsza

 
Ekspozycja pierwszej wersji 50 zdjęć o wymiarach 100x70, w Al. Niepodległości.











Brak komentarzy: