środa, 5 października 2016

Oczy patrzą, oczy widzą

Rok temu będzie, jak zrąbali kilkadziesiąt drzew na skarpie Cytadeli od strony Wisły. Postanowiłem i tam, podobnie jak na Dolnej, zadziałać oddolnie. Jako, że miejsce jest naznaczone cierpieniem, wydało mi się oczywiste, że trzeba je symbolicznie przywołać. Nie będzie więc kolorowych pieńków, będą oczy. Po każdym ściętym drzewie pojawi się oko. Będzie patrzyło z wyrzutem, niemo przywołując dramat.

                                      

                                         

Zanim wszak zabrałem się do pracy, dowiedziałem się, że ktoś pomalował pieńki. Potem przeczytałem, że drzewa ścięto w związku z planowaną budową szerokiej bramy wjazdowej do powstających na Cytadeli muzeów - Wojska Polskiego i Historii Narodu Polskiego. Nazwy dumne to i brama pewnie musi być szeroka. Zresztą którędy miałyby wjechać zabytkowe czołgi, amfibie i działa samonośne? A autokary z dziatwą rodzimą i obcym elementem?
Odstąpiłem zatem od swoich zamiarów, ale kiedy po roku zobaczyłem, że skarpa spokojnie porasta chwastem, wróciłem do pierwotnego zamysłu. Teraz sprawy potoczyły się błyskawicznie. Staszek przyjechał do szkoły i pstryknął zdjęcia oczu uczniów i nauczycieli.

                                                    

                                                  

Wojtek, z którym siedziałem w jednej ławce 51 lat temu, zgodził się zasponsorować wydruki oczu na ceracie. Paweł szybciutko wydrukował trzydzieści prostokątów dokładnie dopasowanych do wymiarów zdjętych przeze mnie z każdego pnia na stoku.

                                                  

                                                 

I w momencie, kiedy wszystko było gotowe do akcji, ekipa umówiona na konkretny dzień i godzinę, Staszek zadzwonił, że robiąc wizję lokalną, zastał robotników burzących mur. "Cegły lecą na łeb, chyba nie da się nic zrobić" - dorzucił.
Ekipa pozostała nieugięta. Jeśli nie możemy zadziałać rano, zadziałamy po ciemku, zadecydowano.

                                        

Spotkaliśmy się o 19.00 we troje, Marta, Nikodem i ja. Za moment dołączył Staszek, by dokumentować akcję. Cała robota zajęła nam raptem godzinę. Bo też działaliśmy jak sprawna drużyna. Ja smarowałem na dole zdjęcia, Niko latał po zboczu i kleił a Marta, jak druga kozica biegała w górę i w dół z oczami.

                                          

                                    

                                       

                                              

                                               

                                     


Rano Staszek zanotował fotograficznie stan po akcji. Zarysowało się też nowe jej znaczenie. Oto w momencie, gdy robotnicy naruszyli strukturę carskiej twierdzy, na zboczach której wieszano publicznie wrogów władzy, pojawiły się nagle oczy.

                                          

                                          
                              
                                     

                                    

                                         

                                

                                   
Pewnie polegną one ponownie pod naporem ciężkiego sprzętu, ale póki co, pięć dni po akcji, dziś rano odebrałem wiadomość od Helenki, która po drodze do szkoły muzycznej zameldowała, że widzi oczy na skarpie. Dziękuję całej ekipie. Pracę wykonaliśmy w imieniu swoim i Grupy Imagine.

sobota, 1 października 2016

Przeciw szarzyźnie

Kiedy dokądś zmierzam, to patrzę również pod nogi. Nie wyłącznie dla bezpieczeństwa, a raczej z ciekawości, czy jakiś drobiazg godny wklejenia do Księgi nie czeka na podjęcie z ziemi. Efektem ubocznym tego baczenia na skarby stała się niedawno konstatacja, jak szerokie chodniki atakują nas masą szarości. A tu jesień idzie i po roztoczeniu chwilowej orgii kolorów, płynnie przechodząc w zimę zapewni nam, mieszczuchom, sporą porcję brudnej szarzyzny. Trzeba zawczasu przejawić choć ociupinę niezgody na tę sytuację. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Pół godziny raptem trwała cała tajna akcja i pojawiła się
 
na chodniku kolorowa zachęta dla każdego, kto zechce rzucić okiem, by nie ulegał zszarzeniu, zamgleniu i bezkształciu, a jeśli, to z premedytacją i nie na długo.

                                   

 Jasne, że gdyby wszyscy nagle przyozdobili się w pawie ogony, to może szarość poszła by w cenę, ale przecież nam to jako narodowi na pewno nie grozi, tak jak nie zaczniemy nagle śpiewać grupowo na trzy głosy. Każde zatem melodyjne popiskiwanie i akcent kolorystyczny jest mile widziany, nieprawdaż?