środa, 27 kwietnia 2011

NTSPSSNTR




 


Księga jest.
Księga trwa.
Księga tworzy się nieustannie.
Księga zbiera, gromadzi, uwyraźnia.
Księga jest wszędzie.
Księga, to zaledwie manifestacja tej Księgi, która jest poza Księgą.
Tej Księgi, która staje się Księgą.
 
Są Księgi Święte i Święte Części Świętych Ksiąg. Bhagavadgita, Tora, Tao Te King.


Są też Księgi zapomniane, zagubione, zniszczone, podarte, zbutwiałe, nadpalone, zamokłe.
Są urywki, skrawki, kawałki, fragmenty wyrwane z kontekstu. Są zgniecione rysunki i zdjęcia przecięte na pół, porwane na drobne kawałki, zamazane. Dokąd nie wyblaknie ostatni zarys, ostatnia litera, a nawet wtedy, gdy wyblaknie, lecz wiemy, że była – one są, wskazują na coś. Na coś więcej, niż przemijanie. Wszak była chwila, gdy były ważne. Pisane lub czytane wtedy wypełniały całą myśl. Wyrażały potrzebę, konieczność, mus, chęć, wolę. Być może składały się na Księgę. A teraz leżą na ulicy, w kałuży, na śmietniku.



 







Stanisław Cichowicz, w katalogu do swojej wystawy „Zgnioty” w Galerii Foksal, w 1998 roku, pisze: „…wyrzucał z domu. Na śmietnik. Jeśli to dobre, ja to wyniosę na powrót z tego śmietnika. Radość z odzyskanego śmietnika, ot, co!”



                                     
 
Historia Księgi jest skomplikowana. W naszych rękach istnieje z pewnością od roku 1971, choć dwukrotnie pojawia się też pisana przez nas data 1970. Na pewno powstała w roku 1937 jako Magazyn Nieruchomości. Z rąk introligatora musiała wyjść nieco wcześniej. Najstarsza część Księgi nosi datę 2 listopada 1870. Jorge Luis Borges rzekłby: „taka właśnie jest Księga”.



Gdy powstawała po raz kolejny, otrzymała akronimiczny tytuł „NTSPSSNTR”. Była igraszką, formą zabawy. „Niealfabetyczny Totalny Spis Przedmiotów Składających Się Na Tzw. Rzeczywistość”.


 



 
Pochodzenie jej fizyczności jest niejasne. Dwa domniemania mówią: przyniósł ją Tomek, albo Januszek znalazł ją gdzieś w piwnicy i nam podarował. Studiowaliśmy wtedy filozofię i próbowaliśmy tworzyć własnoręcznie narzędzia do pomiaru długości Bożej Brody. Badaliśmy w jakim czasie kamień filozoficzny ciśnięty w głąb czarnej dziury, osiągnie jej dno. Układaliśmy nader cierpliwie puzzle, mające ujawnić istotę Edmunda Husserla. Graliśmy w Scrable zestawem słów nul, zero nought, nihil, rien, nada. Goliliśmy zarost brzytwą Okhama, zadając sobie przy tym sporo cierpienia i pozornej ogłady. To były nasze początki Księgi.
Spadkiem po owych początkach stała się Księga w moich rękach, na mojej półce, wśród Ksiąg. A w niej Białoszewskie szumy, zlepy, ciągi. Podniesione z kałuży, znalezione na cmentarnej ścieżce, w pustej sali nobliwego muzeum, wciśnięte w rękę przez Nawiedzonego,  wygrzebane na śmietnisku w Paryżu, odkryte na dnie statku – drobnicowca „Bahia Blanca”. Odkrywane i odnajdywane raz po raz, zasilające księgę, próbujące pogodzić reprezentację z enumeracją, związać na stałe Księgę In z Księgą Out, w nieustającym przekonaniu, że wszystkie są Jej częścią, a moment wyboru – ocalić podniesione, czy wrzucić na powrót do kałuży – ma siłę tworzenia, siłę wypełniania Księgi. Czy i kiedy się Ona wypełni?



Mądra głowa Uroborosa , choć tak daleko od końca ogona, jawi się w akcie jego pochłaniania. Ów wąż wygięty w kształt cyfry 0, jeśli dokona rozpoczętego procesu, powinien zniknąć. Czy powróci do Absolutu? Czy Księga pozostanie?

 

 

 

 


Brak komentarzy: