sobota, 29 października 2011

Pochwała niekonsekwencji


Kiedy uzyskuje się potwierdzenie tego, co już się kiedyś zdarzyło, to matematyka jest w stanie ująć tylko aspekt ilościowy. No bo to samo plus to samo powinno dawać tego czegoś  dwa razy więcej. A co z aspektem jakościowym, emocjonalnym?  A co z prawem synergii?
Spotkałem się znów z byłymi uczniami. Tym razem z grupą, którą skończyłem „wychowywać” 4 lata temu. Przyszło ich na spotkanie sporo. To Marta była jego inicjatorem, ale pomysł energicznie podchwycili inni. Na miejsce spotkania wybrali „Pochwałę niekonsekwencji”. Lokale prześcigają się w intrygującym nazewnictwie. Nazwa powinna przyciągać. Wczoraj przyciągnęła mnie. Tym bardziej, że w środku siedziała już znaczna gromada tak dobrze mi znanych osób.
No właśnie, czy rzeczywiście dobrze ich znam? Przez trzy lata /wciąż mi żal, że nie przez cztery, jak dawniej/ łączyła nas szkolna klasa. Szkoła, jak już nieodkrywczo pisałem, to wielki stereotyp. Mit niemal, choć tu słowo „wielki” jest trochę ryzykowne. Ta konieczność, ten przymus, to nieustanne narażenie na weryfikację swojej niewiedzy, bardziej niż pochwałę wiedzy. Wymóg obecności, niemożność współdecydowania o programie, niepojmowalność niektórych wymagań... Cóż za bezsens tak pisać, skoro uczeń jest objęty obowiązkiem nauki. No właśnie.  Do 18 roku życia, za zgodą rodziców traktowany jak dziecko. Zgroza!
Więc siedzieli w ławkach przez trzy lata i starali się wpasować w te sensy wymieszane z bezsensem, w tę dziecięcość wymieszaną z dorosłością. Nie jest to nowe zjawisko, ale przecież jakoś coraz jaskrawsze.
A wczoraj usiedli w krąg w „Pochwale niekonsekwencji” i ujawniali swą bujność i piękno młodości, która już trzeszczeć zaczyna w imadle wymagań dorosłego życia, w ściernych tarczach kompromisów, piw, które nawarzywszy, pić trzeba, choć na Facebooku niektórzy jeszcze głoszą chwałę opilstwa. W ostatnich przecież podrygach, bo młyny mielą nieubłaganie, i nie ma zmiłuj.
Raduje mnie ich energia, ekspresja i żywiołowość, cieszą  pasje. Ich optymizm zdaje się już wszak układać z pragmatyką. Pewnie przydałyby się jeszcze głośne motocykle o wielkiej mocy, spajające siły subkultury, ćwiczenia sztuk walki czy rzeżbienia muskulatury, ale już widzą, że proces fizycznego ukształtowania,  uformowania zrębów światopoglądu, podstaw wiedzy, a nade wszystko  otwarte wrota bezlitosnego rynku pracy są faktem.
Młodość to nie jest łatwy okres w życiu, przytakuje mojej kolejnej nieodkrywczej refleksji Lidzia, a ja patrzę na otaczający mnie krąg tak dobrze mi znanych twarzy i opanowuje mnie wzruszenie i rodzaj ukontentowania, że byłem wśród nich w swojej chyba niełatwej roli i jakoś nie wypadłem z niej do końca, a sposób w jaki spontanicznie ją realizowałem, nagle objawił mi się w nazwie przypadkowo wybranego lokalu. „Pochwała niekonsekwencji”. A jeśli nie pochwała, to przynajmniej próba zrozumienia i postawa otwartości dla tego niełatwego okresu życia.
Marto, Zuziu, Karino, Tomku, Dorotko, Lidziu, Olu, Kubo, Michale, Olu, Piotrze, Filipie, bardzo Wam jestem wdzięczny za to wczorajsze spotkanie.

Brak komentarzy: