wtorek, 17 maja 2011

Fruczak gołąbek

Istniejemy na miarę naszego języka, możnaby z grubsza powiedzieć za Ludwikiem Witgensteinem. Zaiste, mieści się w tym jakaś urokliwa idea ogarnialności ludzkiego świata. I możliwości jego poszerzania. Poprzez nazywanie. Umiejętność myślenia abstrakcyjnego i zdolność formułowania tych myśli jest naszą cechą wyróżniającą. Nazywanie rzeczy, czynności, relacji między nimi a wreszcie uczuć i emocji, jest faktycznie czymś niezwykłym.  Zaczyna się to opisywanie świata niedługo po urodzeniu, zrazu niezdarne, potem wręcz zachłanne i trwa aż do końca.
Są też w życiu momenty, gdy celowo kierujemy swą uwagę na jakąś dziedzinę i zaczynamy ją zgębiać. Myślę tu o sytuacji spoza schematu pobierania nauk ogólnych czy zawodowych.
Pamiętam, jak do naszej pasieki na Mazurach przyjechało na naukę pszczelarstwa dwoje znajomych, a Ula przy okazji postanowiła poznać nieco świat roślin. Przywiozła książkę – klucz do oznaczania tychże i rozpoczęła eksplorację. Każdy dzień poświęcała innej roślinie. Zbierała duże naręcze wybranego ziela i zawieszała pod dachem do wyschnięcia. I pojawiły się nazwy: nawłoć, wrotycz, piołun, kozibród i dziesiątki innych. „Dotąd chodziłam po łące i na której kwitły jakieś chwasty, a teraz ten świat odkrywa się przede mną, bo potrafię je nazwać”, mówiła Urszula.

 
kozibród

 
wrotycz

 
barwinek


Przypomniałem sobie o tym, bo właśnie wróciłem z krótkiego wyjazdu „na ptaki”. Jako towarzysz Osoby, która połknęła bakcyla ornitologicznego, zaopatrzyłem się i ja w lornetkę i zadarłem głowę w kierunku, z którego dochodził ptasi śpiew. Nie czuję się kompletnym ignorantem w świecie przyrody, ale nowe odkrycia poparte identyfikacją w atlasie ornitologicznym sprawiają ogromną przyjemność. Dotąd wiedziałem, że kwiczoły kiedyś jadano. Dziś wiem, jak ten ptak wygląda i widzę jak jest powszechny. Jedynie z książki znam za to jego rzadszego pobratymca o pięknej nazwie paszkot. Ale do czasu

                                                             paszkot
Widziałem kiedyś w Australii wielkogłową i wielkodziobą kookaburę i słyszałem jej przeraźliwy śmiech. Przypomniałem sobie jej wygląd, kiedy w zeszłym roku w Czechach zobaczyliśmy ptaka wielkości kawki o dużej głowie i wielkim dziobie. Z atlasu wynikało, że spotkaliśmy orzechówkę. Znam już dzwońca i kapturkę zwaną niegdyś pokrzewką. Rozpoznaję makoląwę i rudzika. To są całkiem nowe odkrycia. A kiedyś widziałem przecież na Mazurach dudki, a niedaleko Ursynowa, w Warszawie nawet zimorodka. Pamiętam też, jak Ojciec przywołał na pobliskie drzewo kukułkę, udając jej głos. Dziś też już wiem, że zięba jest tak powszechna jak wróbel. Otwiera się świat przez nazywanie. Podobno zaczął ten proces Adam w Raju, przed którego Bóg przyprowadzał po kolei wszystko, co żyło, by nadał każdemu imię. Podchwycił tę ideę zgrabnie wielki systematyk Linneusz. Jego sposób chętnie podaję uczniom jako model definicji. Nazwij rodzaj i wskaż różnicę gatunkową, czyli odnieś daną rzecz do bardziej ogólnego zbioru i wyodrębnij w nim jej cechy wyróżniające. Przykład – młotek to narzędzie służące do wbijania lub rozklepywania różnych rzeczy.
A człowiek to oczywiście homo sapiens. Że jest myślący również o świecie, który go otacza i że może być rozmiłowany w jego nazywaniu, przekonujemy się zaglądając do literatury. Są autorzy, których wielbimy za ich umiłowanie słowa. Bruno Schulz, Bolesław Leśmian czy Zygmunt Haupt niech będą wdzięcznymi przykładami.
A my rozglądajmy się bacznie dookoła i niech nam się zwykłe krzaki zmieniają w czeremchy i głogi, jakieś drzewa w jesiony, wiązy i jawory, kwiatki w barwinek, kuklik i jasnotę a motyle w rusałki pawiki i rusałki admirały.

                               
          modraszek

                              
                                                     kwiczoł

                                        
                                                   bodziszek

                                    
                                                              zięba

            
        przeplatka aurinia

          
        strzepotek ruczajnik

       
     czarcikęs łąkowy

      
   żołna
I nie zapominajmy o fruczaku gołąbku. Jest piękny.

                         




 

 

 

 

 

 

 

 

1 komentarz:

Midi pisze...

Ale fruczak gołąbek jest równie piękny, kiedy - wbrew zdrowemu rozsądkowi i wszelkiemu prawdopodobieństwu - wydaje się być kolibrem :)