czwartek, 16 lutego 2012

Bliskie spotkania drugiego stopnia




Był taki czas, gdy nie wierzyłem w istnienie obcych krajów. Nie mając żadnych szans na wyjazd za granicę, w głębi serca podawałem w wątpliwość treści ludzkich opowieści, zdjęć i filmów. To wielki spisek, myślałem, skłaniając się bardziej ku wizji Stanisława Lema z mózgami w słojach i połączonego z nimi przewodami wielkiego walca w skrzyni. Nic dziwnego, że połykałem jedną za drugą książki podróżnicze. Prawdziwych wypieków dostałem jednak dopiero przy „Zielonym piekle” Raymonda Maufrais. Fakt, że autor miał podczas pierwszej wyprawy do Amazonii 16 lat, czynił z niego w moich oczach kogoś absolutnie niezwykłego i bliskiego zarazem.
                                                                                          
 Kupiony po kilkudziesięciu latach nowy egzemplarz książki potwierdził tylko bezapelacyjne panowanie tego podróżnika stracńca. Dzieliłem zresztą mój podziw dla niego z własnym ojcem, a „Zielone piekło” było i jest jedną z najważniejszych książek mojego życia.

W końcu ubiegłego wieku miałem okazję spotkać niezwykłego człowieka. Piotr Kowalski mieszkał wtedy w Paryżu. Był rzeźbiarzem. Był też architektem. Studiował wcześniej matematykę w IMT. Tam też prowadził przez wiele lat pracownię artystyczną. Swe pomysły artystyczne wywodził z doświadczeń nauk ścisłych. Tworzył we Francji, w Niemczech, USA, Japonii, Brazylii. Z Polski wyjechał jako 19latek razem z armią radziecką zrazu do Niemiec, a wkrótce potem /już bez armii/ do Brazylii i dalej.
                                                        
 W 1999 roku pomagałem organizować jego wystawę w CSW w Zamku Ujazdowskim, tłumacząc niektóre teksty do katalogu. Poznałem wtedy artystę osobiście. I właśnie w trakcie jednego z prywatnych spotkań słuchałem barwnych anegdot z jego życia. Kiedy wszak opowiadał ze swadą, jak nazajutrz po wojnie szlajał się po portowych miastach Ameryki Południowej i siedział kiedyś w jakiejś knajpie pijąc wódkę z młodym Francuzem, który szykował się do wyprawy w Mato Grosso, nie wytrzymałem i przerwałem mu wołając, „zupełnie jakbyś pił tę wódkę z Raymondem Maufrais!”, a on podskoczył na krześle i odkrzyknął do mnie zdumiony „a ty skąd wiesz, jak on się nazywał?!”
Zaiste świat jest zaskakujący w wymiarach swego bezmiaru.

Brak komentarzy: