środa, 12 sierpnia 2015

I Ty się przywiąż dwa razy

W lipcu miałem przyjemność uczestniczyć w dwóch festiwalach sztuki. Najpierw pojechałem do Zbąszynia na kolejny Experyment, wydarzenie znane mi już dobrze, ale zawsze na nowo urzekające atmosferą i wyrafinowanym poziomem sztuki. W tym roku doszedł jeszcze widoczny element nowych, znakomitych przestrzeni oddanych w użytkowanie artystom. Nawet w niewielkich ośrodkach robi się zaiste europejsko. I tak jest dobrze. Nie mogę też nachwalić się wolontariuszy, którzy obok organizatorów znakomicie utrwalają hasło "nie ma sprawy". Na każdy mój postulat czy prośbę otrzymywałem taką odpowiedź, a termin wykonania poprzedzał czasem moje życzenie. Oczywiście z towarzyszeniem uśmiechu. Ten ostatni, tak obficie serwowany, jest jednym z głównych powodów mojego do Zbąszynia pociągu.











 
A potem było Sokołowsko i piąty już festiwal sztuki efemerycznej "Konteksty". Tu, z kolei, obok
uroku samego miejsca i potęgi mocy płynącej z dzieła odbudowy Sanatorium Dr Brehmera przez Fundację InSitu, ciekawym było spotkać się z działaniami performatywnymi artystów z najwyższej półki. Ale trzeba mi wierzyć na słowo, albo wniknąć w dokumentację Fundacji InSitu, bowiem sam niewiele fotografowałem.
 







niedziela, 9 sierpnia 2015

Dokąd zmierzasz?

"Proza miasta" to projekt Laboratorium Edukacji Twórczej CSW Zamek Ujazdowski. Miał on miejsce w czerwcu bieżącego roku w okolicach Placu na Rozdrożu. Zostałem zaproszony do udziału w tym wydarzeniu. Mój pomysł nosił tytuł "Dokąd zmierzasz". Miejsce przy trakcie spacerowym w Alejach Ujazdowskich gwarantowało pojawianie się coraz to nowych przechodniów, których mogłem zaprosić do współudziału w mojej akcji. Dokąd zmierzasz stopą, dłonią sercem lub głową? - zapytywałem proponując wybór. Stopą - padała odpowiedź, a ja na planszy 50x50 cm obrysowywałem kontur stopy owej osoby i prosiłem, by w tle lub w obrysie stopy odpowiedziała ona na postawione pytanie. W przypadku głowy lub serca, obrys poszerzał się o opcje "z profilu lub en face".

Czy to odprężenie po nocnej burzy, czy inne czynniki sprawiły, że chętnych nie brakowało przez cały dzień i przygotowana przestrzeń między drzewami wypełniła sie odpowiedziami. Dorośli i dzieci, całe rodziny pisały dokąd zmierzają. Zajęty obrysami nie miałem czasu wziąć aparatu do ręki. Pstryknąłem kilka zaledwie zdjęć, ale Zbyszek Gozdecki z Laboratorium pięknie rzecz zdokumentował.














 







niedziela, 12 kwietnia 2015

Sursum corda


                      

Ucząc uczniów pisania, do znudzenia tłuczemy rozprawki jedno i dwuargumentowe. Najważniejsze, żeby zgrabnie sformułować tezę - tłumaczę.
Tak, jak to na przykład zrobił w pierwszym ze swoich "Wykładów amerykańskich" Italo Calvino.
"Poświęcę ten mój pierwszy wykład opozycji lekkości i ciężaru i przedstawię argumenty na rzecz lekkości. Nie znaczy to, że argumenty na rzecz ciężaru uznaję za mniej przekonujące, sądzę tylko że więcej mam do powiedzenia na temat lekkości."

                           

A ja mam więcej do posłuchania, poczytania, poszukania lekkości w sobie i wokół siebie w najróżniejszych jej przejawach. Tak dobrze wszak, czuć się lekuchnym i w głowie i w nogach. Przemierzać świat bez trudu żadnego, jak w dobrym śnie, jak w siedmiomilowych butach, ignorując w znacznym stopniu grawitację i to głównie stanem ducha i umysłu.

                               

Ach, rozmarzyłem się. Ale nie traćmy nadziei. Przywodzę na myśl sposób, w jaki niektórzy potrafią się porozumiewać. Nawet, gdy mówią o sprawach poważnych, potrafią nadać temu lżejszą formę, ozdobić wypowiedź uśmiechem, a choćby timbrem głosu wyrazić dystans do twardej rzeczywistości.                         

Najdrobniejszy przejaw takiej postawy powinien być dostrzegany, odczytywany i upowszechniany, bowiem w dzisiejszym świecie wydaje się niezbędny jak świeże powietrze.

                                              

Przywołuje Calvino literackie wzory lekkości i pięknie je przedstawia, a ja karmię się ową strawą, doceniając jej wartości odżywcze.

                     

Dzielmy się lekkością, zarażajmy się nią nawzajem, bo to dobra zaraza.

                       

                       
                        

niedziela, 1 marca 2015

Próba mocy udostępnień



                             

Opublikowane zdjęcie jest przedmiotem tego eksperymentu. Zrobione zostało w okolicach Piwnicznej w 1993 roku. Szliśmy grupą czterech osób i nagle, na zupełnym pustkowiu ukazała się ta postać. Dziewczyna w kapeluszu siedziała i rysowała, czy też malowała pejzaż. Pstryknąłem fotkę zainteresowany przypadkowym pojawieniem się owej osoby. Od tamtego czasu zdjęcie wpada mi w ręce przy każdej okazji przeglądania zasobów fotoszuflady. Zawsze też spoglądam na nie z ciekawością przynajmniej równą tej, jaką obdarzyła nas wtedy owa dama. Dziś postanowiłem sprawdzić moc fejsbukowego medium. Bardzo proszę o udostępnianie zdjęcia i tej notki.
Czekam z ciekawością na informację o rozpoznaniu nieznajomej. Celem w pełni zrealizowanym byłoby zobaczenie powstałego wtedy rysunku. Mam nadzieję że z Waszą pomocą to się uda.
  

sobota, 31 stycznia 2015

Kamienie na ścianę


Dobre wieści. Z piwnicy wyniosły się brukowce. Te, com je kolekcjonował przy okazji remontów jezdni warszawskich ulic. Szkoda, że nie same wniosły się do samochodu. Pojechały wraz ze mną do Sokołowska. Bagatela, ponad trzysta pięćdziesiąt kilo w moim aucie – staruszku. Udało się nam dojechać. Nieoceniona Bożenna Biskupska, Pani na Różance, znalazła dla nich miejsce. Błyskawicznie zaprojektowała ekspozycję na drugim piętrze. Pankrator Pawła Kwieka, pod nim  głowa  Jana Stanisława Wojcechowskiego, dalej Zygmunt Rytka z kamieniami w Białce i żywy kamień odsyłający do kamieniowego zdjęcia, potem na dwóch ścianach dwa Marki Janusza Bąkowskiego, a na środku obiekt  Andrzeja Partuma. Dalej moje małe kamyczki ze świata, a na klatce schodowej, z jednej strony dwie duże rzeźby Bożenny Biskupskiej, z drugiej natomiast moje bruki warszawskie. Łatwo się pisze, trudniej się wiesza. Ale od wszystkiego są fachowcy. Pan Daniel z Boguszowa – Gorce nie tylko jest wziętym speleologiem, ale też mistrzem wieszania brukowców na ścianach. Pan Kostek też zaskarbił sobie moją wdzięczność nosząc kamienie jak Syzyf, z miejsca na miejsce. A potem był uroczysty wernisaż i ciekawe rozmowy do późnej nocy. Jak zawsze zresztą w magicznym Sokołowsku.