czwartek, 8 maja 2014

Jak kura pazurem


                                                   
                                                    

Dane mi było, w procesie przyswajania wiedzy zetknąć się z kilkoma różnymi alfabetami.  Nauczony w szkole podstaw kaligrafii, czyli standardowego kształtu liter pisanych – małych i dużych oraz ich łączenia, dostałem wkrótce szansę przyswojenia sobie grażdanki – alfabetu języka rosyjskiego. Jego naukę zaczynaliśmy w klasie piątej. Na studiach pojawiła się greka starożytna ze szlachetnymi kształtami liter tego alfabetu. Rok później rozpocząłem naukę sanskrytu wyrażanego pismem dewanagari. Jeszcze po drodze, kazano mi  uczyć się stenografii, a to też system znaków umożliwiających szybki zapis języka mówionego.
                                           
Byłaby ta wyliczanka powodem do dumy, gdyby nie fakt, że zapamiętywanie kształtów znaków graficznych szło mi zawsze jak po grudzie i męką była ta część pracy nad językiem. Oddzielnym tematem są zresztą różne przyczyny trudności w nauce języka. Jako praktyk mam w tej kwestii  zebrany spory materiał do badań.
                                         

Mimo wspomnianych kłopotów, obcowanie z różnymi zapisami języka, tak samo jak z jego różnym brzmieniem, budziło moją ciekawość. Jak to się działo, że określone dźwięki uzyskiwały konkretny kształt graficzny? Przecież ilość dźwięków używanych przez człowieka w procesie komunikacji  nie jest tak wielka jak ich graficznych zapisów.
                                                        
                                              
                                                        

Kiedyś tak się stało, że przestał wystarczać język istniejący tylko w wersji mówionej, z pamięcią jako archiwum akt dawnych i nowych, kodeksów, praw, instrukcji obsługi, poleceń służbowych, opinii, komentarzy, podań, legend i innych tekstów literackich. Sporo było do pamiętania, co zapewne przyczyniło się do powstania pisma. Są o tym książki.
                                                          
                                                         
A skoro już powstało, to ludzka fantazja zadziałała w kwestii bogactwa jego formy. Do niedawna jeszcze sprawą smaku było posługiwanie się nim z elegancją. Dziś przestało obowiązywać pojęcie „ładnego pisma”. Człowiek współczesny, jako indywiduum godne najwyższego szacunku ma prawo pisać „na swój sposób”. 
                                                                                
Sprawia mi to niemały kłopot kiedy sprawdzam teksty esejów maturalnych, ale i to pewnie zniknie za jakiś czas, pokonane klawiaturą urządzeń elektronicznych.
                                             


Jednak dokąd używamy jeszcze pisma odręcznego, przyjemnie jest popatrzeć na nie od strony graficznej. Ciekawe swoją drogą, na ile forma graficzna pisma oddziałuje na czytelnika.
 
 

 

Jak i w jakim stopniu kształt pisma wpływa na człowieka i w procesie uczenia się go w dzieciństwie i później w jego czynnym i biernym stosowaniu. Przyglądam się krytycznie poprzedniej stronie zapisanej odręcznie w notesie i pocieszam, że może fakt, że to „na brudno” i tylko dla siebie, usprawiedliwia jej niechlujny wygląd. Ale widzę też, jak bardzo jest to moje własne pismo.
                                                       
Czy można napisany tekst nazwać partyturą myśli? Bo partytura to ciekawe zjawisko.  Wiemy z grubsza, jak wyglądają te muzyczne w wersji klasycznej. Te nowe są zupełnie inne. Porównywaliśmy je ( a konkretnie Dorota porównywała) z planami architektonicznymi podczas warsztatów. Uczestnicy mieli za zadanie przypisać dźwięki elementom budynku i stworzyć partyturę ze zdjęć obiektu architektonicznego /Pałac Kultury/ tak, aby na koniec można było wykonać utwór dźwiękowy „Pałac Kultury”.

Innym razem, graficzny zapis dźwięków, które udało się wydobyć z plastikowych talerzyków, posłużył do stworzenia partytury utworu, wykonanego z jej odczytu trzykrotnie.

Michał Górczyński w ciekawy i zabawny sposób namawia słuchaczy w swych wykładach performatywnych do tworzenia i korzystania z partytur codzienności.  Przekonuje on, że umiejętne ich stosowanie może bardzo ułatwić życie.

                                           
                                                     
A mnie ciągle interesuje graficzny zapis tego, co daje się przetworzyć na dźwięki czy to mowy, czy muzyki. Ciekawią mnie te formy jako zbiory elementów tworzących wewnętrzne porządki, interesują mnie granice tych zbiorów i to, co dzieje się wokół nich.

 
 
                                      

Zachłannie fotografuję też obiekty przypominające swą strukturą pismo. Nie składają się ze znaków graficznych języka , więc nie wyrażają zakodowanych w sobie treści. Bliskie są jednak zapisom w nieodczytanych językach albo resztkom pisma zatartego upływem czasu.
                                                            
                                          
Jeśli przyglądanie się im z zainteresowaniem pobudza wyobraźnię i przydaje naszemu oglądowi świata trochę smakowitości, to przecież warto się tym uraczyć.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Niezwykle ciekawie Pan widzi... nie użyję słowa "pisze", ponieważ pisze Pan swoim widzeniem. Oczy pozwalają Panu odkrywać świat, dla mnie niezwykle frapujący, bo inny od tego, który widzę oczami duszy mojej. Zawsze uważałem, że słowo pisane nie jest językiem uniwersalnym, ponieważ musiałby zostać zapisane we wszystkich językach i narzeczach świata. Uniwersalnym jest język graficzny (malarski). Kreska, plama barwna. I możemy zacząć rozmawiać z każdym.