niedziela, 18 listopada 2012

Koniec świata

To był sen trudny do zapomnienia ale i do zapamiętania w szczegółach niełatwy. Składał się bowiem głównie z atmosfery, wrażeń, poczucia niezwyczajności.
Uczestniczyłem w końcu świata. Faktycznie zrobiło się bardzo mroczno. Ale nie ciemności egipskie. I jakoś tak chmurno i niepokojąco, jak przed burzą. Ten niepokój wypływał głównie z faktu, że świadom już byłem, że to koniec świata.


 Ale pojawiła się też pewność, że trzeba się jakoś ratować, gdzieś uciekać, by uniknąć owego finału.
Na tle chmurnej ciemności zamajaczyła nagle jaśniejsza plama. Czyjaś twarz. Skupiona, poważna, zdeterminowana. Rozpoznałem Tomka Rodowicza. Tego dzisiejszego, dojrzałego. Nic nie mówił. Nic nie wskazywał, ale dokąś dążył. Zamajaczył i zniknął. Podążyłem i ja w tamtym kierunku. Nie wiem, czy to była podróż. Pamiętam tylko, że było bardzo dziwnie. Działo się ze mną coś zupełnie mi wcześniej nieznanego. Jakieś procesy, jakieś przemiany. Film s-f.

Lepiej pamiętam, co było potem. Jasność i przestronność. Pejzaż trochę chirico'wski, afrykańsko barwny niebieskim niebem i żółtym piaskiem, ze śladami jakichś prostych konstrukcji. Bezludny. A ja w lewym dolnym rogu tego obrazu, patrzący z bladym zdziwieniem i chyba zadowoleniem, że się udało przez jakiś kres przedostać - być przeprocesowanym na drugą jakąś stronę. Cisza. I świadomość nie posiadania niczego.
Jakaś lekka niby-nagość, ale bardziej bezniczegość.

Nagle pojawia się ktoś stamtąd. Ludzik jakby. Jakby młody i przyjazny. I już wiem, że przysłany do mnie i dla mnie. Żeby mnie przysposobić na to tu bycie. A ja, z całkowitym poczuciem tabula rasa, świadom jestem, że nic o tym tu nie wiedząc, muszę się poddać bezwolnie adaptacji do nowego.

Ale budzi się pytanie, choć nie wiem, czy we śnie jeszcze, czy już w refleksji o nim na jawie. Pytanie nie odpowiedziane. Do jakiej roli, jakiej funkcji, jakiego przeznaczenia w tamtym mam być przysposobiony. Jeśli zadane na jawie, to rodzące żywą niepewność i niepokój całkowitego podporządkowania, ale tam, we śnie fatalistycznie obojętne.  Tak, czy inaczej, to była jakościowo nowa zupełnie wizja przejścia. I, co ciekawe, nie zosłał po niej żaden niepokój.

Brak komentarzy: