niedziela, 18 listopada 2012

Hela


Każdy z dziadków, i Stefan i Stanisław mają swoje rozdziały na blogu, a babcie? Konwicki o  domniemanych losach swojej babki napisał „Bohiń”, a ja nic?
                                 
Hela, matka mej Matki, żyła bez mała 98 lat. Urodziła się jeszcze w 19 wieku i niewiele zabrakło, by otarła się o wiek dwudziesty pierwszy. Ostatnie cztery lata jej życia obserwowałem uważnie, jako jedyny niemal opiekun. Mieszkaliśmy razem. Ciekawe, choć niełatwe było to doświadczenie.

Wśród wielu zadziwień i refleksji ciekawą wydaje się ta dotycząca higieny. Otóż, dokąd była w stanie radzić sobie sama, Hela, doprowadzona do drzwi łazienki, zamykała je za sobą i wołała o pomoc dopiero przy powrocie do łóżka. Ale przyszedł dzień, w którym padło zaklęcie wypowiedziane przez nią głośno i jednoznacznie. Powiedziała nagle: „ znaczy wstydu nie ma” i nie było go już do końca.

Dolegliwością wielką były nocne podróże Heli na siusiu. W dzień funkcjonowała normalnie, nocą potrafiła budzić mnie pięcio, sześciokrotnie, bym ją eskortował do toalety. W zasadzie bez wyraźnej potrzeby.

Wyczerpany kolejnym przyzywaniem, stanąłem kiedyś nad nią zirytowany i pytam: „dlaczego babcia znowu wołała? Przecież byliśmy siusiu godzinę temu!” „Ja”, pyta zdziwiona, „ja nie wołałam.” „Jak to”, irytuję się jeszcze bardziej, „a kto wołał?” A Hela z niewinną  miną  dzieciny mówi: „to ta druga stara pani, co leży tu koło mnie” i patrzy na mnie chytrze. Mógłbym oskarżyć Helę o starczą demencję, gdybym nie wiedział, że to tylko fortel, zwykły chwyt psychologiczny. Przecież gazety w czasach komuny pełne były co dzień równie bezczelnych tłumaczeń i informacji.

Innym razem użyła Hela metody zgoła przeciwnej. Obudzony po raz szósty o 5 rano, mając w perspektywie cały dzień pracy, przysiadłem zrozpaczony na jej łóżku i informuję: „Babciu, jestem babci jedynym przyjacielem i opiekunem. Kto babci pomoże, kiedy mnie babcia wykończy i rąbnę na serce ze zmęczenia. Taki szantaż musiał wywołać skruchę. „Ja cię bardzo przepraszam, ja już nie będę wołać. Wybacz mi, kochany.” Wróciłem do łóżka z nadzieją na jeszcze odrobinę snu i już w niego zapadałem, gdy usłyszałem ciche, słodkie wołanie z drugiego pokoju: „Przyjacielu! Przyjacielu!! Chodź, podaj mi pomocną dłoń!”

                                             
Nie wiem, czy łzy pociekły mi z rozpaczy, czy ze śmiechu.



Brak komentarzy: