sobota, 1 października 2016

Przeciw szarzyźnie

Kiedy dokądś zmierzam, to patrzę również pod nogi. Nie wyłącznie dla bezpieczeństwa, a raczej z ciekawości, czy jakiś drobiazg godny wklejenia do Księgi nie czeka na podjęcie z ziemi. Efektem ubocznym tego baczenia na skarby stała się niedawno konstatacja, jak szerokie chodniki atakują nas masą szarości. A tu jesień idzie i po roztoczeniu chwilowej orgii kolorów, płynnie przechodząc w zimę zapewni nam, mieszczuchom, sporą porcję brudnej szarzyzny. Trzeba zawczasu przejawić choć ociupinę niezgody na tę sytuację. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Pół godziny raptem trwała cała tajna akcja i pojawiła się
 
na chodniku kolorowa zachęta dla każdego, kto zechce rzucić okiem, by nie ulegał zszarzeniu, zamgleniu i bezkształciu, a jeśli, to z premedytacją i nie na długo.

                                   

 Jasne, że gdyby wszyscy nagle przyozdobili się w pawie ogony, to może szarość poszła by w cenę, ale przecież nam to jako narodowi na pewno nie grozi, tak jak nie zaczniemy nagle śpiewać grupowo na trzy głosy. Każde zatem melodyjne popiskiwanie i akcent kolorystyczny jest mile widziany, nieprawdaż?

                                    

                           

                           

                           

                                                         

                                       

środa, 28 września 2016

Chodzę i wlepiam

I znów zdaje mi się, że opisywałem tę swoją aktywność gdzieś na blogu, ale znaleźć nie mogę. Nic to. Przypomnę, że zajmuję się vlepianiem już co najmniej 10 lat. Były teksty czarno - białe, drukowane na kopiarce,  były duże - przyklejane na okienkach piwnicznych. Potem przerzuciłem się na pisanie odręczne na kolorowej folii samoprzylepnej. Tak dzieje się do dziś. Bez nijakiej regularności piszę i wklejam. Odkąd ruszyliśmy z Grupą Imagine uaktywniłem owo działanie. Co dzień pojawiają się gdzieś moje kolorowe karteczki.
 
                             
 
                              
 
Wklejam na słupach, na oknach, drzwiach, ścianach zawsze na wysokości oczu /choć ostatnio także na chodniku/. Nasycam miasto tymi kilkoma tekstami sformułowanymi autorsko, odręcznym pismem. Robię to dyskretnie, starając się pozostać anonimowym. Przyklejam i znikam. Początkowo informacje zwrotne docierały do mnie sporadycznie. Ktoś gdzieś widział i doniósł o tym. Mimo, że większość vlepek ma krótki żywot, niektórym udaje się przetrwać. Coraz częściej znajomi zauważają je w mieście i gdzieś w Polsce. Niedawno okazało się, że w Internecie mają swoje miejsce i tysiące polubień.
 
                              
 
                                 
 
Ostatnio wszak zaskoczyło mnie zupełnie wyniesienie treści najczęściej dotąd wlepianej, na transparenty KODu. Nie mam nic przeciwko upowszechnianiu tego, co sam upowszechniam. Wręcz przeciwnie. Ale pojawia się pytanie, czy wlepiając ten tekst dalej, wlepiam teraz swój, czy KODowski.
 
                              
 
                         
 
                                
 
Oczywiście wolę własny design, bo jest osobisty. Najważniejsze wszak jest wezwanie, byśmy życzyli sobie nawzajem dobrze, bez względu na względy. Zatem w górę transparenty!
 
                            

poniedziałek, 18 lipca 2016

Podwójne widzenie

Dwa lata temu przyjechała na festiwal Experyment do Zbąszynia Tatew Mnatsakanian. Przyjechała z Erewania, z Armenii. Polubiliśmy się.
 

Spędziliśmy wspólnie kilka godzin w Warszawie. Fotografowaliśmy
razem.  
                             

Spotykamy się dziś na Facebooku i tam też śledzę jej działania artystyczne. Zajmuje się owa artystka fotografowaniem innych artystów, najczęściej mężczyzn w "słusznym" wieku. I mnie udało się znaleźć na jednym z jej zdjęć. Kilkakrotnie Tatew pisała do mnie, że chciałaby zrobić coś wspólnie, ale kiedy zasugerowałem pomysł "Podwójne widzenie" nie podjęła propozycji. Postanowiłem zatem zrealizować ten projekt z innymi osobami. Napisałem stosowny komentarz. Przytaczam go tutaj.

Czy patrząc na świat raz lewym, raz prawym okiem, inaczej go postrzegamy? A Twoje oczy, czy widzą co innego niż moje? Nawet jeżeli ten sam obiekt obserwują? A inne zmysły? Na ile różnie słyszymy? Czy inaczej odbieramy zapachy? A jeśli Ci mówię, że coś jest piękne, to czy dla Ciebie jest tak samo piękne? A może wcale Cię nie wzrusza?

Zapraszam do wspólnego fotografowania. Mamy dwa jednakowe aparaty. Ustawiamy te same parametry. Stajemy przed obiektem obok siebie, głowa przy głowie, wpół objęci. Dwa aparaty są jak dwoje naszych oczu. Na trzy, cztery zwalniamy migawkę. Powstały dwa portrety fotografowanej osoby. Każdy z nas stworzył osobny, ale każdą parę zdjęć stworzyliśmy razem. Wydają się być takie same.
                              
                              
                              
                              
Na ile są oddzielne, na ile wspólne? Czy jest w nich coś z naszego wpół objęcia? Jak nas postrzegała fotografowana osoba? Jak Ty patrzysz teraz na te dwa zdjęcia? Co widzisz?
 
                              
                              

Pytania, które stawiam, wydają się być banalne. W praktyce wszak dotyczą ważnych, jak sądzę, spraw. Postrzeganie, a zwłaszcza dzielenie się spostrzeżeniami jest przestrzenią najróżniejszych przekłamań.
                               
                               
 
Opisałem już dawno temu, przy okazji projektu "Równy kamieniowi", trzy przestrzenie, do których należy człowiek. Pierwsza, metafizyczna, dotyczy faktu istnienia i z tej perspektywy zrównuje nas z każdym innym bytem, co implikuje pokorę. Druga wskazuje na niepowtarzalność każdej osoby i jej godność. Trzecia natomiast, nazwana "ja poznający" wyznacza pozycję centralną każdego z nas jako osoby postrzegającej świat. A dalej zacytuję fragment komentarza prof. Gogacza: "Zachwyca mnie poznawany świat oraz budzi szacunek to, co poznali inni. Mogę porównać swoje i ich opinie, swoje i ich rozumienie prawdy, dobra, piękna, jedności, odrębności, niepowtarzalności jako identyczności. Daje to wrażliwość na aksjologię jako naukę o wartościowaniu wszystkiego".

Pięknie to brzmi, szczególnie w kontraście do powszechnej praktyki uznania faktu bycia centrum poznawczego swojego świata jako uzasadnienia dla wypowiadania arbitralnych sądów, drastycznie krytycznego traktowania odmiennego sposobu widzenia rzeczywistości i narzucania innym swojej perspektywy.
 
                           
                                spektakl Teatru S                                       fot. Dorota Kolesińska

Projekt "Podwójne widzenie" jest zatem próbą zwrócenia uwagi na doniosłość spraw związanych z postrzeganiem świata i uwrażliwienia na subtelność procesów dzielenia się owymi spostrzeżeniami.






 


piątek, 15 lipca 2016

Latanie w Zbąszyniu i w Sokołowsku





 Zabrałem z pokoju moich Trzech dzielnie fruwających pod sufitem, zapakowałem na bagażnik i powiozłem na Festiwal Experyment do Zbąszynia. Na oderwanie się od ziemi musieli czekać cierpliwie aż trzy dni, a to za sprawą wichury, która przez dwie doby szalała nad regionem łamiąc drzewa i zrywając dachy. W końcu ucichła i niebo stanęło przed nami otworem. Jak sugestywna okazała się owa instalacja, niech świadczy fakt, że nazajutrz po otwarciu tego epizodu festiwalowego, pod wieczór, policja odebrała telefoniczną informację, że w parku ktoś się powiesił. Owszem, policja przyjechała i potwierdziła wiszenie naocznie.

                              

Dalsza peregrynacja odbywała się w wersji nas trzech w środku auta, a jeden na dachu. W Sokołowsku montowałem instalację sam i zatęskniłem za Jonaszem, który tak sprawnie zawiesił wszystko w Zbąszyniu. Uwinąłem się wszak w cztery godziny i sprawiłem sporo zamieszania w kocim świecie, to koty bowiem spoglądały w niebo z silnym niedowierzaniem. Muszą się przyzwyczaić, bo teraz będę fruwał tu, w siedzibie Fundacji In Situ., na łące przed tarasem willi Różanka.
           
                         

Tekst towarzyszący wystawie przytaczam raz jeszcze, bowiem pamięć mięśniowa wznoszenia się nad ziemię nie opuszcza mnie ani na chwilę i czuję się niemal dyplomowanym ekspertem latania.
          
                                

Latanie
 
Najpierw biegniesz. Niezbyt szybko. Równo i sprężyście. Starasz się, by skoki były długie.
 
                            

A potem, wielkim wysiłkiem mięśni i woli, coraz bardziej oddalasz moment kolejnego odbicia. Trzy metry.. cztery ... pięć..... Jeszcze jedno odbicie i zaczynasz szybować. Nie, wcale nie szybować. Lecisz ledwo, ledwo nad ziemią i nieprawdopodobną koncentracją woli i wysiłkiem całego ciała starasz się wznieść wyżej. Czujesz brutalnie bezwzględną siłę przyciągania. Napinasz wszystkie mięśnie do ostateczności. Powoli zyskujesz kolejne centymetry. Jeszcze pół metra, jeszcze metr. I nagle, kiedy już dobre pięć metrów dzieli cię od ziemi, moc opadania znika. Już przestałeś ważyć. Lecisz przed siebie, wznosisz się lekko, ogarnia cię poczucie błogości. Bezskrzydła swoboda. Szybowanie. Bez obaw. Radośnie.
 
                                                                 

Ale uważnie. Zważasz na potencjalne przeszkody. Przewody linii elektrycznych, wysokie budynki. Wiesz, że gdybyś wylądował na dachu i zapragnął lecieć dalej, musiałbyś wziąć rozbieg i być gotowym na nowy wysiłek niespadania po odbiciu się od krawędzi. Ale mniejszy niż przy starcie z ziemi. Najważniejsza jest wola i gotowość do lotu. Determinacja i bezstrach.

                           

 
 
Spotkałem już kogoś, z kim udało mi się wymienić uwagi o technice latania. Wiem, że nie jest czymś wyjątkowym śnić, że się szybuje w powietrzu.

                        

Nie jest?

czwartek, 23 czerwca 2016

Zawartość plecaka


Zawartość plecaka stwierdzona w dniu 29 lipca 2015 roku w "Zielonej tawernie" przy ul. Nadwiślańskiej w Kazimierzu n. Wisłą, zapisana w pomarańczowym notesie.

                                 

1. Notes pomarańczowy /ten/

2. Długopis czarny /ten/

3. Ulotki SESILUS 2015 /24 szt./
4. Taśma przylepna brąz - beż /w zaniku/


5. Żarówka 60 W z grubym gwintem

6. Futerał na okulary - Paris Optique

7. Masa mocująca Power tack /1 op./

8. Leki w pojemniku autorskim: Cefalgin - 3 tabl, Famidyna - 4 tabl, Focusin - 5 tabl, Zyrtec - 4 tabl.

                                              


9. Okulary "do dali" w pojemniku
10. Nożyczki

11. Folia samoprzylepna - żółta, różowa, zielona i srebrna

12. Etui skórzane, a w nim: niezbędnik krawiecki okrągły, śrubokręt miniaturowy, akumulator Sony, obcinaczka do paznokci, ołówek drewniany, nożyk introligatorski wąski, zapas ostrzy do niego w pudełku plastikowym, bateria zapasowa do aparatu Lumix, plasterek okrągły, marker żółty, pisak czerwony, temperówka, klamerka drewniana do wieszania bielizny, plasterek podłużny

                                     

13. Pastylki Vocaler na chrypkę i suchość w gardle /w rurce plastikowej/

14. Jabłko

15.Tuba wapna rozpuszczalnego Alercal
16. Sól fizjologiczna 5 ampułek plastikowych a 5 ml


17. Kłębek sznurka typu kordonek woskowany

18. Pamięć zewnętrzna Seagate

19. Dokumenty auta Klary
20. Wlepki różne /19 szt./


21. Pisaki czarne permanentne /3 szt./
/

 

 

 

 




                                        


poniedziałek, 23 maja 2016

Nie wyrażam zgody



Noszę w sobie niezgodę na różnorakie niedomagania, bo wciąż pamiętam, jak to jest, kiedy ich nie ma.
                      
                          

Drażni mnie niedowidzenie i fakt, że wychodząc z domu nie pamiętam o zabraniu okularów. Jednej z par oczywiście, tych do czytania lub tych dla kierowcy.

                                 

 
Czapkę na głowie noszę również dla komfortu psychicznego. Bez niej czuję się gorzej niż z nią/w niej/ pod nią. Wiatr mnie drażni niemal zawsze.

                               

"Bałagan mi robią krasnoludki nocą", pisał mój ojciec, a kiedy go zabrakło, wszystkie przeniosły się do mnie.

                             

Bardzo nie lubię, kiedy jeszcze robię coś, mimo, że już nie chcę tego robić.

                          

Nie cierpię mieć do kogoś , o coś pretensję, ale jeszcze gorzej się czuję, kiedy ktoś ma ją do mnie.

                        

Nie lubię, jak mi się sznurowadło rozwiąże, nie tylko dlatego, że muszę się schylić, ale że muszę się zatrzymać.

                         

Piwa nie lubię, bo za szybko brzuch wypełnia i usypia.

                               

Nie wyrażam zgody na nogi z waty.

                             

Protestuję przeciwko temu, co się dzieje w odcinku lędźwiowo - krzyżowym kręgosłupa.

                              

Doprawdy męczy mnie chrapanie.

                          

Wciąż nie toleruję surowej cebuli i czosnku, choć to już tyle lat.

                        

Ogromnie nie lubię narzekać.




Czy to aby wszystko?