Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Linia mojego losu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Linia mojego losu. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 czerwca 2012

Reisefieber





Wyjazd coraz bliżej. Emocja narasta. Niemcy mówią - Reisefieber. A przez Niemcy będę jechał. Ale kiedy tam dotrę, śladu nie będzie po tym nastroju. Ciekawe jak to się mówi po czesku. Pewnie tak samo, jak u nas, czyli po niemiecku. No bo najpierw przez Czechy. Narysowałem linię prostą od Warszawy do Lizbony i ciekawe na ile uda mi się jej trzymać. Na drodze Praha, Stuttgart, Strasbourg, Clermont-Fernand, Bordeaux, Valadolid, Salamanca i Lizbona. W zasadzie same autostrady z których chciałbym wcale nie schodzić. Jak Julio Cortazar ze swą żoną w uroczej książce "Autonauci z kosmostrady". Spać, myć się i żywić na wielkich parkingach. Tam też chwytać stopa i sunąć co najmniej po 500 km dziennie. Tyle plany i marzenia. Reszta to przypadek - "Linia mojego losu", którą niedawno znów rysowałem z ludźmi w Warszawie. I właśnie owego przypadku najbardziej jestem ciekaw i w związku z nim ten Reisefieber. A że opowiadam o moich lizbońskich peregrynacjach wszystkim, to i dowiaduję się niemało.
Możesz sobie kupić suszoną wołowinę do żucia na drogę - radzi mi Jacek, zięć. Musi pan zabrać koniecznie paszport na wypadek, gdyby chciał pan wracać samolotem, bo bez niego nie wpuszczą pana na pokład - sugeruje pan doktor. Jak mi wyślesz SMSa, na jakim jesteś odcinku autostrady i na jakim parkingu stoisz przed kamerą, to cię namierzę i sfotografuję z Warszawy - objawia Grześ Rogala i już wiem, że mogę mieć podróż monitorowaną na życzenie. W ten sposób Reisefieber traci swą moc. Przecież z paszportem w kieszeni, żując wołowinę, będę machał do Grzesia ze środka autostradowej Europy, a on mi zaraz przyśle SMSa - mam cię, stoisz i machasz i żujesz wołowinę. Będzie super.