czwartek, 3 stycznia 2019

Homo Niewiadomo

 
Brakuje mi bloga - napisał Elek. Czekam na nowe wpisy - powiadomił mnie Piotr. Sam wyczekuję od dłuższego czasu, aż coś się upomni o manifestację. Anegdoty objawiają się wprost. Przywołaj mnie, sugerują i z lubością poddają się deszczowi słów. Zapisywanie przypomina proces rzeźbienia. Słowa, jak doklejane kawałki gliny uwyraźniają kształt, przywołują zapamiętany obraz.

Gorzej, gdy zabiera się człowiek do zmagań z tematem typu - idea przyświecająca memu życiu. Pierwsza myśl - postaw kursor na końcu poprzedniego zdania i skasuj je całe. Skasuj cały wpis i idź się położyć. Przecież walczysz z grypą. masz prawo pospać. Poczujesz się lepiej. Ale kasując do końca dotrę do pierwszego zdania - brakuje mi bloga. Nie przesadzajmy zatem z tym chorowaniem.

Wielkie idee się zdewaluowały. Maszyna nie uczyniła ludzkości szczęśliwą. Komuna nie doprowadziła do życia w raju. Hipisi nie pokonali wojny miłością. Owszem, zmiany są ogromne. Marzenie o oderwaniu człowieka od harowania ze zgiętym karkiem przez cały dzień, bez nadziei na wydobycie się z nędzy, zostało po części urzeczywistnione albo przeniesione w nowe regiony wyzysku. Indie i Chiny przestały głodować, a to bez mała połowa populacji naszego świata. Weganizm rozwija się setką odmian humusu. Feminizm i genderyzm łapią wiatr w tęczowe żagle. Tyle, że nowym i nienowym prądom przychodzi żeglować po silnie wzburzonym światowym akwenie. Nie widać żadnej nowo odkrytej Ameryki, do której brzegów można by przybić, by zacząć świętować swoje Thanksgiving.
                                                                                                      
Wychowałem się wszak w gniazdku wysłanym propagandą nowego porządku i szybkiego pochodu ku społeczeństwu radośnie spełniającemu się co dnia przy swoich stanowiskach pracy, a po pracy utrwalającego model nowej socjalistycznej rodziny. Nie to, żeby rodzice stroili się na pierwszomajowe pochody czy dyskutowali przy stole tezy na kolejny zjazd PZPR. Byli na to podobnie milcząco obojętni jak i na moralny obowiązek coniedzielnego uczestniczenia we mszy świętej.
                                                                   

Sam zupełnie musiałem się zmagać ze słodyczą pieśni "Ukochany kraj". Pomagały mi łapać pion różne historyczne wydarzenia /miały one swoje nazwy/ - wypadki poznańskie czyli Październik 56, wydarzenia na Wybrzeżu czyli Grudzień 70, strajki w Ursusie i Radomiu 76, karnawał Solidarności. Obraz ukochanego kraju ulegał nieustającej korekcie.
                                                         
                                                              fot. Tomasz Tuszko

Drugą nogą pozwalającą trzymać pion były fascynacje światem sztuki. Teatr, w którym po grzbiecie przebiegał dreszcz, kiedy dysputę ideową tekstem Durenmatta wiedli fizycy - Jan Świderski i Edmund Fetting.

Film wystany w kolejce pod kinem Skarpa od 5 rano. Kiedy w pierwszej scenie bohater filmu "Rublow", Tarkowskiego leciał kilka metrów nad ziemią podpięty do prymitywnego balonu własnej roboty i wołał w ekstazie "liecziu, liecziu", razem z nim unosiłem się nad ziemią a potem latami śniłem sny o lataniu. Do dziś jeszcze na swój sposób ten lot się odbywa.
                                                          
                                                          fot. Eligiusz Kowalski

Literatura poruszająca od dziecka, a w młodości ryjące czachę z siłą harwestera Borghesem, Sabato, Marquesem, Schulzem, Kafką, Gombrowiczem i innymi pięknymi szaleńcami.
Sztuki wizualne ściągane ze świata przez Galerię Foksal a wcześniej Henry Moore, Wróblewski.
A jeszcze Kantor, Grotowski, Bread and Puppet, Kiefer, Frieda Kahlo, Cortazar, Warhol, Dylan, Miles Davies...                                       



Zatem to nie jedna, powszechna wspólna i państwowa ideologia się liczyła, ale idee pomagające się z owej ideologii wyrywać i oswobadzać. Chociaż pieśni masowe wsłuchane w głowę w latach pięćdziesiątych nie przestawały kusić melodyjnością.

                                                                    

Jeśli dziś rozum i doświadczenie pozwala do tamtych emocji podchodzić z właściwym dystansem, to i na dzisiejszość ów dystans się przenosi. Obce mi są porywy i demonstracje ideologiczne, choć świadomość, że jacyś ludzie próbują pion na swoją stronę przeciągać twierdząc, że ich bieguny nowej pionowości się domagają, każe mi nagle znaleźć się w grupie obrońców tego pionu, względem którego poziom równał się z horyzontem. Niejasnym się staje nagle, że chodząc prosto, krzywym jestem a przeto i upomnień godnym. Przecież zawsze tak chodziłem, a tu nagle jako krzywy jestem postrzegany. Przypisuję więc tym nastrojom powierzchowność, choć wietrzysko jakieś niespokojne je napędza.
                                                   
Porządki nowego świata skręcanego rewolucją informacyjną we wstęgę Moebiusa nie są dla mnie abstrakcją, ale mój świat idei rozbiega się promieniście lub koliście wokół mojej istoty i sumuje owe dziecinne i młodzieńcze uniesienia, klaruje je, porządkuje nadając stosowną rangę i sens. Nie tak one mnie porywają, jak wzajemnie na siebie działamy. One dają mi siłę, ja nie pozwalam im umrzeć.
 
 

 

 

 

 

 


1 komentarz:

moniuch pisze...

Louis Moreau Gottschalk