poniedziałek, 8 maja 2017

Na Placu Bankowym w niedzielę

Miałem kiedyś taki pomysł, żeby zadawać ludziom pytanie "dlaczego myślisz tak, jak myślisz?" Dziś naszło mnie, żeby zapytać o to najpierw samego siebie. To bardzo proste, zawołają niektórzy. Im wszak łatwiej próbować zaglądać w cudze uwarunkowania, podejrzewać geny, wytykać wychowanie, grupy wpływu w okresie dojrzewania, autorytety i strategie życiowe. Na to nakładają się oczywiście sytuacje szczególne i ogólne w życiu człowieka. Różne typy osobowości różnie się sprawdzają w zmiennych okolicznościach.

Wszystko to piszę za przyczyną osobistego uczestnictwa w sobotnim zgromadzeniu na Pl. Bankowym. Dlaczego tam poszedłem? Uznałem, że tam jest moje miejsce i że dołożę jedną więcej osobę do listy obecności. Czy zatem utożsamiam się ideowo z Platformą Obywatelską, która tę imprezę organizowała? Nie dokonałem nigdy szczegółowego przeglądu składowych części mojej ideowości. Trochę z grubsza wiem, co mi jest bliskie, o czym marzę, czego chciałbym dla swoich wnuków. Wyraźniej nieco czuję w jakich butach chodzi mi się wygodnie. Dość dokładnie wiem i czuję, co mi sprawia przykrość, co mnie martwi, czego się obawiam. Pewnie mam na to jakieś dowody, autorów, artykuły, cytaty i obrazy, ale wolałbym nie musieć uprawiać przy ich pomocy szermierki na poglądy. Zdaje mi się bowiem, trochę jak Byczkowi Fernando / a jednak/, że wąchanie kwiatków na łące jest lepsze niż starcie z matadorem. Tak, tak, rozumiem, że kiedy nie ma się alternatywy, trzeba umieć sprostać sytuacji. Tu jest miejsce na postawy moralne i oceny czynów, słów a nawet myśli.

Dużo się dziś mówi o tzw. postprawdzie z jednej strony, a radykalnie nastroszonej ideologii z drugiej. Jedno i drugie wydaje się realne mimo swej jawnej karykaturalności. Jak się mam znaleźć w tych realiach. Mówię swoim uczniom w szkole, że interesują mnie w procesie nauczania tylko dwie rzeczy. Uwyraźnić cud istnienia w świecie, to jedna. Drugą jest umiejętność takiego formułowania informacji, by trafiała ona do odbiorcy. Oczywiście obejmuje to również stan mojej gotowości jako odbiorcy na przyjęcie informacji. A zatem, co i po co przyjmować, co i dlaczego odrzucać. Co samemu wysyłać w przestrzeń i do kogo?

Zabrałem na Plac Bankowy aparat fotograficzny. Chciałem zanotować to, co da się wyczytać w twarzach ludzi tam zebranych. Przyznaję, chciałem poszukać śladów tej nienawiści do obecnej władzy, o której zdarza mi się tu i tam /gdzie? konkrety! konkrety!/ usłyszeć.

Podobnie jak Tomasz Łączyński, z którym znam się nie tylko z Facebooka, nie przepadam za wielkimi zgromadzeniami. On też tam był i choć się nie widzieliśmy, dobrze że byliśmy obaj.





































wtorek, 2 maja 2017

Ateny w trzy dni


                                          

Zaledwie trzy dni w Atenach. W piątek wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu Apollo, z którego dziś rano, 2 maja 2017 r wyruszyliśmy w powrotną podróż do Warszawy. Przyjemnie, że trochę jeszcze pamiętam grecki alfabet i mogłem cieszyć się dostojnością słowa "wyjście" w ichniej wersji - "eksodus". Nasze eksodusy w miasto przyniosły sporo obserwacji. Pierwsza, może powierzchowna to ta, żeśmy przjechali do stolicy uboższej i mniej zadbanej niż nasza. Ale nie drogą porównań chcę zmierzać.

                              

Mówią, że blisko połowa mieszkańców Hellady mieszka w Atenach, mieście rozłożystym, ale z wyraźnie zaznaczonymi granicami. Ładnie to widać z wysokiego wzgórza zdobnego w maleńką cerkiew.
                                     

Z poziomu ulicy równie wyraźnie rysuje się różnica poziomu materialnego mieszkańców. Pani taksówkara, wioząc nas z lotniska do hotelu, przyznała, że ledwo wiąże koniec z końcem, tyrając dniami i nocami jako jedyny żywiciel rodziny 2 + 2. Mąż stracił pracę w fabryce i jest bezrobotnym po piędziesiątce, a ona wynajmuje się jako kierowca korporacji taksówkarskiej. Dzieci (8 i 12 lat) ciągle dzwonią i pytają, kiedy już wróci z pracy do domu. Dodajmy jeszcze bezdomnych na ulicach, uchodźców i emigrantów, gromadzących się licznie w "swoich" rewirach, a obraz ubóstwa się dopełni.

                                      
 
Jasne, że to bardziej rzuca się w oczy niż zadbane okolice siedziby Parlamentu. Ciekawe natomiast jest, jak blisko siebie, czasem wręcz zaskakująco, egzystują te bogate i ubogie rewiry.

                                           

                                         

Zanim wespniemy się na Akropol, by uwiarygodnić białymi ruinami Partenonu źródła naszej europejskiej cywilizacji, musimy rzucić okiem na bogato zróżnicowaną architekturę, często niepokojąco nam znajomą.

                                       

Dobrze natomiast robi głowie, choc stopy umęczy, wizyta w Nowym Muzeum Akropolu, w Muzeum Sztuki Bizantyjskiej i tym poświęconym kulturze cykladzkiej. Zaiste, jest czym nacieszyć oczy.
                                            

                                              

                                                                                   

Biegając przez trzy dni po Atenach, zdarzało nam się pytać miejscowych o różne rzeczy i bardzo miłe były te rozmowy. Sporo sympatycznych ludzi mieszka w tym znużonym kryzysem ekonomicznym mieście.
 
 
 
 
 
 
 
Sokrates wspominał, że przyjemnie jest złożyć głowę na trawie w tym uroczym ogrodzie.
 
 
 
 

wtorek, 7 marca 2017

Nowa kolekcja

Różne rzeczy kolekcjonuję. Niektóre zbiory doczekały się
nobilitacji. Brukowce pozyskiwane przez lata ze stołecznych ulic zawisły na ścianie klatki schodowej w willi Różanka w Sokołowsku. Sporo ludzi obdarzonych twórczą naturą biega po tych schodach i dumny jestem, że rzucają okiem na moją kolekcję, dzielnie konkurującą z dramatycznymi rzeźbami Bożenny Biskupskiej, Pani na Różance.

O innym zbiorze wspominam publicznie za każdym razem, gdy udaje mi się wzbogaćić go o kolejny eksponat. Rzecz w tym, że jest to kolekcja całkowicie wirtualna. Zbieram bowiem w swej świadomości widoki osób mijanych na ulicy, które uśmiechają się same do siebie. Bez telefonu, bez słuchawek w uszach. Do własnych myśli. Kiedy zauważam taki uśmiech, bezgłośnie wołam - następny do kolekcji. Ale zawsze wspominam o nowym eksponacie swoim uczniom w szkole, którzy zresztą już zdążyli przyzwyczaić się do moich dziwnych pomysłów.

Takim też może zdawać się ten najnowszy. Faktem jest, że zbieranie obiektów trwa od lat, ale krystalizacja idei dokonała się niedawno. Kolekcjonuję fotograficzne zapisy struktur, które można traktować jako teksty. Ich elementy podobne są znakom, a sekwencje tych znaków przypominają pismo. Taki graficzny zapis wręcz domaga się ujawnienia treści i na to postanowiłem się odważyć. Jest ich na razie około tuzina.

Kolejnym wyzwaniem jest próba fonetycznego odczytania owego tekstu. Porządek każe jednak najpierw dokonać "tłumaczenia" obrazu na język polski, a potem, uwzględniając tak formę jak i treść, zacząć konstruować odpowiednie dźwięki i ich strukturalnie spójny zapis fonetyczny.

                            

                                     Wiatr od wschodu
                                     unosi źdźbło trawy
                                     
odbicie w wodzie

                                     Shao - shi omone-ta
                                     syaku eno  neti
                                     oneno sheni-ta na


                                                

                                      Nie widzę, nie widzę wyraźnie
                                      nie słyszę, nie słyszę wyraźnie
                                      nie czuję, nie czuję wyraźnie
                                      nie żyję, nie żyję wyraźnie
                                      czy można niewyraźnie umrzeć?

                                     Alla nahaa'n alla nahaa'n khe
                                     alla natalaa'n alla natalaa'n khe
                                     alla bhathe alla bhathe khe
                                     alla sulata alla sulata khe
                                     hadaneh alakha nul'tah


                                  
                      
                 Bez powiek nie przymkniesz na nic oka
                 bez dużego palca u nogi nie utrzymasz równowagi ducha
                 bez serca nie pokochasz nawet samego 

                 Saran nerite ano-de ora-te de  
                 saran lakszan ane-te deride lani
                 saran deravana ora-te pure kani-kuri

 Zabawa jest wyborna.

wtorek, 29 listopada 2016

Este co?

                   

Kiedy coś mnie mierzi i mam ochotę narzekać, zadaję sobie pytanie,  co mogę sam zrobić w tej sprawie. Tym razem porywam się na problem estetyki codzienności. Oczywiście opłakanemu jej stanowi winny jest brak stosownego wychowania i edukacji w tej kwestii.

Naukę estetyki zaczynamy wszak od książeczek dla dzieci i zabawek.
                         

Dziś pewnie formalna strona gier komputerowych też robi swoje. Komercja oczywiście kusi złotymi grzywami rumaków unoszących blond księżniczki lśniące brokatem. Po dobrej stronie mocy dzielnie walczy z nimi niezmordowany Józef Wilkoń i choć nie on jeden, to nec Hercules contra plures. W szkole o estetyce niewiele się mówi i niewiele wymaga, poczynając od czytelności pisma. Pewnie takie wymagania naruszałyby niezbywalne prawa jednostki do wolności wyborów i swobód gwarantowanych konstytucją.

                             

Poza szkołą jest ulica i ona rządzi. Ach gdzież są niegdysiejsze śniegi, wzdycham i widzę szare PRL-owskie ulice zdobne plakatami Lenicy, Cieślewicza, Tomaszewskiego, Młodożeńca i reszty ojców Polskiej Szkoły Plakatu. A teraz...

                           
                           
                            

                  

Znam nielicznych współczesnych ich spadkobierców, jak choćby Wiesława Rosochę, ale jakoś nie dostrzegam jego znakomicie oszczędnych i celnych intelektualnie dzieł na warszawskich ulicach. A szkoda, bo to właśnie była i choć dziś nie jest, to znów być może szkoła estetyki.

No dobrze, a raczej no źle, ale co z tym robić. W swojej jednostkowej skali staram się obdzierać słupy z przeprowadzkowych i pożyczkowych ogłoszeń ilekroć czekam na zielone światło. Robię to również z zazdrości wobec mojej ukochanej Lizbony, która nie straszy firankami i frędzlami drobnych ogłoszeń na latarniach, gzymsach i słupach i nawet tagi żądnych atencji trzynastolatków rzadziej się tam pojawiają. A u nas...

                           

                             

                                 

W przypływach optymizmu mam jednak wrażenie, że wielu mieszkańców naszych miast miałoby ochotę zadbać o estetykę swego otoczenia. Może potrzeba im więcej śmiałości wspartej odrobiną inicjatywy ze strony włodarzy naszych habitatów.

Wtedy wychyną ciekawe oczy spod kapturów i zachwycą się na tysiące sposobów pięknem, które je otacza.