Wśród wielkich zaskoczeń, może największym i najciekawszym
było odkrycie w lizbońskim Muzeum Sztuki Dawnej obrazu Hieronima Boscha
„Kuszenie Świętego Antoniego”. Choć znałem go dobrze z reprodukcji, stałem przed
tym tryptykiem długo i nie mogłem się napatrzeć i nadziwić wyobraźni obu panów
– Hieronima, który to wszystko namalował i Antoniego, który tak pokuśne byty ku
sobie skłaniał. Co do wyobraźni tego, który je być może ku Świętemu kierował,
lepiej o nią wcale nie pytać.
Nie powiem, że w dalekiej podróży na pokusy żadne nie jest
człowiek narażony. Owszem, jest. Ot, urok podróży.
Jakże miłym było wędrowanie wzdłuż długaśnych półek z portugalskimi winami w zwykłym supermarkecie. Atrakcją wyjątkową stało się wyławianie spośród dobrych, tych bardzo dobrych, w cenie o tyle śmiesznej, o ile budzącej zazdrość. Chciałoby się i u nas kupić takie znakomite wino za 6 albo 8 złotych i cieszyć nim podniebienie przy obiedzie.
Oczy, jak już wspominałem, radowała bujna przyroda nierzadko obsypana kwieciem, uwalniająca rozkoszne aromaty , emanująca spokój i dostojeństwo.
Ocean dotykany z bliska, samotnie, gołą stopą, zdawał się zajęty sobą i burzliwymi utarczkami ze skalistym wybrzeżem. Godzien największego podziwu i niemniejszego respektu. Groźny i fascynujący.
Niemałym zaskoczeniem było też stado zielonych papug szalejących wśród koron eukaliptusów.
Były znaleziskiem i zdobyczą wspominane już patyki pozyskane z drzew tropikalnych, wieczorami ujawniające stopniowo subtelne kształty ukrytych w nich łyżeczek /patrz wpis ŁYŻECZKARZ/.
Miłym wydarzeniem było kilkakrotne spotykanie się z Adrianą Bąkowską, korespondentką Polskiego Radia, wcześniej znaną mi jedynie z fal radiowej Jedynki. Nasza rozmowa nagrana dla tej stacji poszła podobno w eter.
Wielkim przeżyciem z Madrytu było ponowne stanięcie w zadumie przed powalającą Guerniką Picassa. Tam zdałem sobie sprawę, że istotną zaletą oglądania oryginałów wielkiej sztuki jest możliwość doświadczenia faktycznych wymiarów dzieła w relacji do naszego ciała i wysokości z której ogarniamy świat wzrokiem.
A wracając do Antoniego, świętym być trzeba, by nie dostrzegać mrowia pokus najróżniejszych wokół siebie. Gdybym miał ślepo wiernie biblijnych nakazów walki z grzechem przestrzegać, samo-oślepionym bym wrócił niechybnie. Nie przestrzegałem. Jak widać.