Zaiste, prawdą to jest, gdy czytamy opisy wyzysku np. w dziele Fryderyka Engelsa " Położenie klasy robotniczej w Anglii", albo rozpamiętujemy losy czarnego niewolnika na plantacji bawełny w Alabamie. Tu, obok klasycznej "Chaty wuja Toma", polecam Williama Styrona "Wyznania Nata Turnera", który to bohater, jak nasz Jakub Szela przeleciał się z kumplami z siekierą i piłą po domostwach ich Panów.
Ale wracajmy do strawy. Dziś, z jednej strony praca w przysłowiowych korporacjach też trwa od rana do wieczora. Jednak pojęcie "lunch" ma swoją wartość. Pracownika trzeba nakarmić. Pamiętam, gdy zdarzało mi się w zwykły dzień znaleźć w okolicy Wall Street na Manhattanie o godzinie pierwszej, to nagle na pustawe ulice wylewała się z biur rzesza urzędników obu płci ubranych przepisowo i wciekała w okoliczne bary, by wkrótce, już nakarmiona, zostać wchłoniętą na powrót do biurowców.
Ano, mamy dziś najróżniejsze fastfoody i snackbary, mamy szybkie jedzonko z całego świata i możemy je kupić na całym świecie. Wszakże festiwal takiego żarełka to osobna sprawa. I ucieszyłem się, kiedy przypadkowo, na głównej ulicy Helskinek zobaczyłem ciąg kramów kolorowych i strawą i jej twórcami. Pstrykałem więc fotki na prawo i lewo. Widoki zostały, natomiast zapachy i smaki proszę dokomponować sobie z doświadczenia, na miarę kulinarnych upodobań i doraźnego głodu.
1 komentarz:
Szanowny Panie Jacku. Mam do Pana kilka pytań odnośnie wpisu z 2012 roku o Jacku Machniewiczu. Bardzo proszę o kontakt: skochaniec23@gmail.com
Prześlij komentarz