fot. Tomasz Tuszko
Przewożenie pszczół, to dość trudna operacja. Zrobić to trzeba bladym świtem, kiedy jeszcze chłodno. Rzecz wykonać szybko i sprawnie. Zamknięte w ulu owady mogą zacząć się burzyć i podniósłszy temperaturę doprowadzić do stopienia wosku. Wtedy przywozi się na miejsce zupę pszczelo-woskowo-miodową.
Na okoliczność transportu mniejszej ilości uli mieliśmy Volkswagena busa. Starego, silnie zdezolowanego. Idealnie wszak pasował do naszego hipisowskiego entourage'u.
Wyselekcjonowaliśmy więc dwanaście rodzin pszczelich, zapakowaliśmy połowę do busika i pomknęliśmy dwadzieścia kilka kilometrów, w stronę Piszu. Zjechaliśmy na poligon, wybraliśmy ładne miejsce za brzeziną, szybko wbiliśmy kołki, wypoziomowaliśmy i za chwilę ule stały na stanowiskach.
fot. Tomasz Tuszko
Jakie k... pszczoły, wrzeszczy. Nasze, przez pana Piłata, a on przez pana leśniczego. Czyli wszystko czysto i legalnie, tłumaczymy. Na twarzy pana oficera pojawił się burzliwy proces myślowy. Jednak rzucone przez nas hasła znalazły właściwy odzew. Pewnie mocą lokalnych układów. Może faktycznie najlepsze kasztany są na placu Pigalle. Bo oto oficer każe nam jechać za nimi i busik z pozostałymi sześcioma ulami i dwójką hipisów ruszył ku armatom, minął je z uśmiechem i dowiózł zawartość do siostrzanej grupy. Oczka zostały otwarte. Owady zaczęły oblot. Armaty zaczęły strzelać, a my wolniutko ruszyliśmy z powrotem. Kilka metrów zaledwie, bo z krzaków wyskoczył nowy chłopiec w pełnym rynsztunku i zakrzyknął - stój!. A my swoje. My tu legalnie, chłopie. Za zgodą pana oficera. Ale ja muszę zameldować, odrzekł i ruszył biegiem.
Po co masz lecieć, wołam, podwieziemy. Siadaj. A on w pierwszym odruchu wskoczył na stopień i już w biegu zdał sobie sprawę, ile pierdla dostanie, jak go panu oficerowi przywiozą prywatnym busikiem dwaj długowłosi. Jego. Wartownika! I zeskoczył jak oparzony i pognał przed nami zameldować. Gdy wychynęliśmy z brzeziny, armaty łaskawie przestały pukać na czas naszego przejazdu. Pięknieśmy zasalutowali do naszych czerwonych bandanek i pognaliśmy ku szosie. No miało się układy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz