niedziela, 5 lutego 2012

Rowerowo po Słowenii

Nie, żeby pedałować tam z Warszawy, ale z rowerami na dachu zmierzamy latem 2007 roku ku Słowenii. Jedziemy” na wariata”, bez żadnych rezerwacji. Po drodze, w austriackiej Styrii odszukuję pensjonat, w którym spędziłem kiedyś szmat czasu z rodziną, przed wyjazdem do Australii. Mimo, że odnowiony i rozbudowany, daje się rozpoznać. Jeszcze bardziej, kiedy patrzę na osobę krzątającą się za barem. Pytam bez ogródek: „bist du Mariti?” Zdziwiona przytakuje. Pamiętam ja, gdy jako dziewczyna jednego z synów pana Weichingera, właściciela pensjonatu, roznosiła zupę po sali. Wspominam o naszym u nich, przed laty pobycie. Pytam o właściciela. Po chwili pojawiają się oboje państwo Weichinger. Zapamiętani jako mało subtelni i niezbyt sympatyczni teraz okazują się miłą i elegancką parą emerytów.

 Isia pstryka fotkę j jedziemy dalej. Jeszcze nie do Słowenii, ale też po drodze, w góry, odwiedzić Rosi, o której już tu i ówdzie wspominałem. Wizyta w jej wakacyjnej samotni jest urocza, choć z konieczności  też krótka. W dalszej podróży rychły zmrok każe zatrzymać się w motelu przy drodze. Za to wczesnym popołudniem dnia następnego znajdujemy bez trudu kwaterę w małej wiosce u podnóża Alp Juliańskich, z widokiem na słynny Triglaw, który zdobi flagę Słowenii.  Miejsce okazuje się idealne jako baza dla rowerowych wypadów. Jezioro Bohij kusi kryształową tonią. 
 
 
 
Góry piętrzą się majestatycznie. Jest gdzie jeździć. Znane z urody, pobliskie miasteczko Bled, nad równie znanym jeziorem o tej samej nazwie, oferuje atrakcje typowo turystyczne czyli dobre restauracje obok frytkarni .

 
 

 


Naszą kwaterą sąsiadujemy z parą niemłodych Holendrów. On jest wędkarzem, chwilowo łowcą pstrągów w pobliskim strumieniu. Ona spędza czas na foteliku, nieopodal, z książką.  Zapytany o efekty połowu, wyjawia, że z końcem tygodnia przenoszą się do Kanady, gdzie będzie łowił inną odmianę tej samej ryby. Prawdziwy hobbista. Faktycznie, każdy złowiony okaz wrzuca z powrotem w nurt rzeki. Inną osobliwość ujawnia młoda para Niemców, sąsiadująca przez ścianę. Pojawiają się  nazajutrz po nas. Wypakowują bagaże i jakieś pięć minut potem dają jednoznacznie znać, jak bardzo mają się ku sobie. Niemożliwe, żeby włączyli tak głośno jakiś film nie dla dzieci i na pewno nie jest to seans krótkometrażowy. W zasadzie oddają się igraszkom i rannym świtem i o każdej porze, kiedy tylko są w pokoju. Zresztą ich promienne uśmiechy przy każdym  spotkaniu mówią same za siebie. Ach, ci młodzi!
Tydzień wystarcza, by nasycić się górskimi pejzażami. Ładujemy rowery na dach i za niecałe dwie godziny jazdy znajdujemy się w klimacie zgoła śródziemnomorskim. Króciutka linia brzegowa Adriatyku przynależna Słowenii może zadowolić każdego. Wynajmujemy przestronny pokój z balkonem, w odległej o kilka kilometrów od nadmorskiego miasteczka Isola, wiosce Baredi i cieszymy się ciepłym morzem i rowerowymi eskapadami do starego Piranu albo w drugą stronę, do pięknego miasta Koper /po włosku Capodistria/.
 
Fundujemy sobie nawet jednodniową wycieczkę droga morską do Wenecji. To moje pierwsze i jedyne jak dotąd sześć godzin spędzone w tym mieście. Dość, by uznać jego istnienie za prawdziwe, za mało, by się w tej oczywistości utwierdzić.




 

 

Chcąc dopełnić znajomości nadmorskiej Słowenii zwiedzamy jeszcze „kopalnie” soli, pozyskiwanej drogą odparowywania wody morskiej.
                                            


Ostatni tydzień przeznaczamy na poznanie wnętrza kraju. Nie można przy tym ominąć jaskiń. Zagłębiamy się w jedną z nich o nazwie Skoczjańska. Jest bardzo głęboka, wyżłobiona przez podziemną rzekę. Zaiste niezwykłe są tam widoki, ale jako istoty naziemne wypełzamy na słońce i  jedziemy dalej. Stolica kraju, Liubliana wita nas spokojem i łagodnością klimatu. Niezbyt wielkie to miasto, ale ze specjalną, przyjazną atmosferą. Jak cała Słowenia zresztą.
 
 
Jeszcze po drodze Skofia Loka czyli Biskupia Łąka i dalej na wschodzie Rogaśka Slatina z ciepłymi źródłami i już czas wracać. Zabieramy ze sobą do domu bogactwo dobrych wrażeń.  Słowenia jest w porzo.
                                              





















 









Brak komentarzy: