Kiedy dokądś zmierzam, to patrzę również pod nogi. Nie wyłącznie dla bezpieczeństwa, a raczej z ciekawości, czy jakiś drobiazg godny wklejenia do Księgi nie czeka na podjęcie z ziemi. Efektem ubocznym tego baczenia na skarby stała się niedawno konstatacja, jak szerokie chodniki atakują nas masą szarości. A tu jesień idzie i po roztoczeniu chwilowej orgii kolorów, płynnie przechodząc w zimę zapewni nam, mieszczuchom, sporą porcję brudnej szarzyzny. Trzeba zawczasu przejawić choć ociupinę niezgody na tę sytuację. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Pół godziny raptem trwała cała tajna akcja i pojawiła się
na chodniku kolorowa zachęta dla każdego, kto zechce rzucić okiem, by nie ulegał zszarzeniu, zamgleniu i bezkształciu, a jeśli, to z premedytacją i nie na długo.
Jasne, że gdyby wszyscy nagle przyozdobili się w pawie ogony, to może szarość poszła by w cenę, ale przecież nam to jako narodowi na pewno nie grozi, tak jak nie zaczniemy nagle śpiewać grupowo na trzy głosy. Każde zatem melodyjne popiskiwanie i akcent kolorystyczny jest mile widziany, nieprawdaż?
1 komentarz:
Dziękuję za super inicjatywę! Czy w tym roku też Pan dodaje trochę kolorów szarej rzeczywistości? Bo dzisiaj właśnie trafiłam na podobny malunek chodnikowy i to całkiem świeżutki :))
Pozdrawiam ciepło!
Prześlij komentarz