Miała być rozmowa. Miało być sokratycznie. Więc trzeba zacząć 'od dołu'. Wiem, że nic nie wiem. Wobec tego nie wykłady, a lekcje. Jak w pierwszej klasie. Zeszyt w trzy linie. Kaligrafia.
O żądlenie sporo osób pytało, ale większość chciała coś wiedzieć o miodzie. Szczególnie o jego jakości. Jak odróżnić prawdziwy od fałszywego. Trafił się też pszczelarz. Porozmawialiśmy o chorobach pszczół. A niedawno kupiłem w Warszawie, na straganie miód wrzosowy. Jaki pyszny! Taki sam kiedyś sprzedawałem.
Lekcja druga
OuLiPo wtargnęło w moje życie za sprawą Georgesa Pereca i jego książki "Życie - instrukcja obsługi", o której zrazu przeczytałem w czyjejś recenzji. Zastanawia już sam fakt, że trwając w tym świecie dość długo i stąpając po ścieżkach równoległych, chwilami zbliżających się do siebie na minimalną odległość, ocierając się o nazwisko i fragmenty innych utworów, dopiero po latach, następuje ta najmilsza z kolizji, nagłe przeniknięcie czyjegoś istnienia z anonimowego tłumu w zakres mojego własnego bytowania.
Długo i daremnie poszukiwana w antykwariatach, marnie prognozowana przez poprzedniego wydawcę, nagle objawia się "na nosa", po zapachu nieomal, gdy podczas bytności w księgarni "Traffic", już w momencie kierowania się do wyjścia, wzrok pada na jej okładkę wśród okładek, i w oka mgnieniu ośrodek odczytywania pisma, porozumiewa się z ośrodkiem pamięci, ten z centrum pożądania i wszystkie trzy działają na punkt wydzielania endorfin sprzężony z mięśniami rozciągającymi usta w uśmiechu. Wczoraj dopiero dotarła z hurtowni, dowiaduję się. Jeszcze ciepła.
Tak spełniona, jest pochłaniana bez wątpliwości, z żarliwą intencją wyczytania istoty, ale też zaznania smaczków niezliczonych przypraw zgromadzonych wokół tego "talerza z golonką".
I zaraz potem skok we wspomagającą przypadkowość. Stara "Literatura na świecie", zdjęta z cudzej półki, a w niej Alfred Jarry i patafizyka i tamże Agnieszka Taborska, przecież urocza małżonka Marcina, z którym wspólna moja pasja Johna Mayalla kiedyś, kiedyś, jeszcze przed powstaniem czasu, a tu ona razem z Rolandem Toporem przy stoliku w paryskiej kawiarni i pisanie Stefana Themersona do Rolanda i jego nieodpisanie, a przecież Themerson to Klara, która jego archiwum w Londynie kiedyś, a niedługo potem urocza małżonka Żuka, z którym moja rozmowa, przecież nie tak dawno temu, kilka lat zaledwie, na jego życzenie. Zaowocowała.
Warsztat Literatury potencjalnej - grupa niezłych wariatów, którzy obdarzeni talentami, próbują zadziwiająco skutecznie żonglować opcjami wyśrubowanych świrowatością kryteriów. Matematyczność, skomplikowania formalne, przeszkody niemożliwe - do pokonania, rodzą "100 tysięcy miliardów wierszy" pana Quenau i inne Gaudi-o-podobne konstrukcje.
Pomysł patafizyki - tej czarnej materii, wszystkiego, co nie jest metafizyką, która jest o tym, co jest - więc o czym jest patafizyka? Nie o tym, co nie jest, ale o tym, co jest, ale się nie da uogólnić we wszystko, co jest. Pozostaje zatem tym, co jest poza wszystkim.
Więc Escher uprawiający matematykę, z której nic, jak twierdzi, nie rozumie, bo jak ma rozumieć dziecko Newtona, że mu pod ołówkiem woda płynie pod górę, a ludzie schodząc w dół, pną się na szczyt.
Zabawy paradoksem poznawczych władz naszego umysłu, zabawa formą i treścią, zabawa uciskająca ośrodek wydzielania endorfin i działająca na centrum, które rozciąga mięśnie ust w uśmiechu.
I ludzkie opowieści o czytaniu i nieczytaniu.
Lekcja trzecia
W zasadzie nie przepadam za truskawkami. Owszem, są pierwsze. Owszem, są soczyste i aromatyczne. Owszem, zjem chętnie. Ale dotąd nie robiłem z nich przetworów. Aż w końcu zrobiłem. I przyniosłem nad Wisłę. Jeszcze ciepłe. Jedne same. inne z czereśniami. Dalej, z goździkiem. Z imbirem. Z limonką. I z pieprzem. Zajadali, aż miło.
Lekcja czwarta
Co chciałbym ocalić od pamiętania. Zdawałoby się, trudny temat. Nadeszła mocno starsza pani. Usiadła. 'Oj, prosze pana, dużo. I wojnę i Powstanie i komunę. Wolałabym nie pamiętać.' A po bez mała godzinie snucia opowieści dodała: 'No i wyciągnął mnie pan na wspomnienia. I pan tak tu siedzi i rozmawia z ludźmi? To bardzo miłe.' I poszła.
Lekcja piąta.
Wziąłem się i ja za muzykowanie nad Wisłą wspólnie z moją córką Dorotą, która przyniosła gitarę i smyczek, i pasję do muzycznych improwizacji.
Oba zdjęcia autorstwa Agaty Rubeńczyk, lat 6
Lekcja szósta.
Moje notatki z wykładów Barbary Skargi
Eseje Barbary Skargi robią wrażenie. Są mądre. Wybrałem ten, bo aktualny. Wszak obalamy granice na potęgę. Mur berliński. Shengen. Globalizacja. Kultura masowa. Nawet pandemia grypy.
I budujemy granice na ostro. Mury na granicy meksykańskiej i izraelskiej. Romowie z Francji. Getta etniczne... Dość tej zgrai emigrantów. Obcy, choć sąsiad, i mu się nie kłaniam.
My patrioci, a oni zdrajcy. Komuniści. No i ci, wiadomo, co zawsze chcieli Polskę sprzedać. Jak Chrystus będzie królem Polski, to nie pozwoli...
Jako nie-historyk mogę sobie podumać, co by tu było w Warszawie, gdyby nie II wojna Światowa. Pewnie mieszkałoby w stolicy jakieś 2 miliony Polaków i milion Żydów. No i wtedy wołanie o Chrystusa na króla. Z tą jego tabliczką I.N.R.I? To by było ciekawe. Przecież Stefan Batory też nie był Polakiem.
Okazało się, że najwięcej o granicach miała do powiedzenia młoda Rosjanka. Mówiła ładnie po polsku. Kiedyś tu mieszkała. Teraz przyjechała odwiedzić. Z zagranicy. Z Moskwy.
Lekcja siódma.
Milczałem. Notowałem po cichu tych, którzy czytali dlaczego milczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz